Współczesny człowiek

Jakiś czas temu rozmawiałem z młodym człowiekiem.
Młodym, to znaczy NAPRAWDĘ młodym, a więc w tym przypadku 27 lat. I powiedział mi, że ....brakuje mu ludzi... czuje się samotny... Codziennie wstaje, siada do komputera i pracuje. Pracuje do wieczora. Praca on-line niestety mu nie służy. Bo w zasadzie z nikim nie gada. To znaczy gada z wielka ilością osób, z firmy gdzie pracuje, ale nie poruszają, żadnych prywatnych tematów. I brakuje mu tego. Był w związku z dziewczyną...kilka lat. Ale ona odeszła. I chyba nie chce szukać kogoś innego, bo boi się, że to się skończy podobnie. Brakuje mu ludzi... Chciałby się z kimś spotkać... pójść na piwo, albo podwójne latte cynamonowe i usiąść i pogadać... Ale nikt tego nie proponuje. Ludzie siedzą w swoich mieszkaniach i prowadzą takie same życie. W zasadzie nawet przez internet ze sobą nie gadają... bo tylko do siebie piszą. Nie chcą się łączyć na video bo tak łatwiej. Pomyślałem sobie że kilkanaście lat temu niektórzy z żalem mówili o tym, że starożytna sztuka pisania listów umiera. Teraz jakby się odradza. Bo jak wziąć pod uwagę komunikację na messengerze to piszemy tony listów! I natychmiast w zasadzie na nie odpowiadamy! Nie musimy czekać kilka tygodni na odpowiedź! nie musimy czekać na listonosza! Mamy go cały czas w kieszeni! Wspaniałe prawda? Te wszystkie posty, sms-y, wiadomości na setkach platform....to przecież listy.
Ale wracając do tematu...
Człowiek samotny.... z nikim się nie spotyka. Na pytanie, czy on nie może do kogoś zadzwonić i zaprosić go na miasto....odpowiada, że nie. Że nie chce wyjść na dziwaka. Nie chce być negatywnie oceniony. Twierdzi, że musi poszukać hobby. Bo na razie oprócz pracy, to tylko chodzi na siłownię. Ale tam też z nikim nie gada. Sam stwierdza, że siłownia to raczej nie hobby.
Lubi, żagle. Ojciec dużo pływa na żaglach. I jemu tez się to podoba. Ale.... samemu to taka sobie frajda. A nie wie skąd miałby wziąć ludzi, który chcieli by z nim pożeglować...
Smutna historia w sumie. Pewnie jest takich tysiące, szczególnie w wielkich miastach. Ludzie ze sobą piszą. Czasem do siebie dzwonią. Pozbawiają się oglądania drugiej osoby. Nie widzą jej mimiki... nie czują zapachu. Nie słyszą głosu nie przetworzonego przez głośnik. Nie widzą błysków w oczach. Nie widzą co się dzieje z dłońmi rozmówcy. Nie widzą jego miny po pierwszym łyku piwa lub latte... Nie widzą tych drobnym stanów wachania i zawieszenia, kiedy ktoś na milisekundę uśmiecha się do swoich myśli. Nie widzą tego czegoś w oczach, gdy rodzi się fascynacja... Nie widzą tego tajemniczego uśmiechu, który mówi: chciałby to powtórzyć... Uśmiechu, który mówi: podobasz mi się... Nie widzą reakcji, gdy kropla latte spadnie na ubranie. Nie słyszą śmiechu, gdy kelner pomyli zamówienia... Nie mają okazji musnąć się palcami. Nie widzą reakcji na przejeżdżającego chłopaka na super rowerze.... albo kobiety w wielkim samochodzie terenowym. Pozbawiają się okazji przejścia potem z tą osobą po mieście. Powdychania tego samego, pachnącego deszczem powietrza....
Zakopują w sobie...siebie. Zakopują w sobie chęci aby tego wszystkiego doświadczyć...
I oczywiście to wszystko, nawet gdyby się wydarzyło może się nam nie spodobać.... Ale czy nie warto to sprawdzić? Może warto jest zaryzykować? Może warto jest powiedzieć sobie: mam gdzieś co sobie ktoś pomyśli! Zaszaleć! Puścić się drążka? Puścić się liny? Może tracimy coś ważnego? Czy chcemy przesiedzieć życie w pokoju? W samotności? Co by na to powiedziała miłość? Czy ten mały chłopiec, albo mała dziewczynka w środku nas, którzy kiedyś byli tacy uśmiechnięci i ciekawi świata byli by zadowoleni? Co by powiedzieli? Otworzyli by oczy i zapytali: dlaczego jesteśmy samotni? Co to z nami robi? Co możemy zrobić, żeby to zmienić....