o odwadze?

Poszedłem na warsztaty z Ustawień systemowych B. Hellingera. Kilka razy uczestniczyłem w różnych ustawieniach, Aśka używa tego narzedzia na naszych Warsztatach PARAlaksa Relacji. Raz nawet uczestniczyłem w Kręgu ustawieniowym. Ale takie grube warsztaty, gdzie ustawia się jakiś swój temat to jeszcze nie... No i trach bach... Poszedłem. atmosfera jak to przy ustawieniach aż skrzy w powietrzu. Pod powiekami pojawiają się obrazy, pojawiają się oczy. Dwie ustawiające o dwóch zupełnie różnych stylach pracy... No i emocje. Emocje i uczucia przelatujące przez człowieka to coś czego nie można podrobić. Coś co oczywiście próbuje się racjonalizować...ale to raczej bez sensu. Tego się nie da opowiedzieć...opisać... to trochę jak rozmowa z osobą która nie ma dzieci. Nie wytłumaczysz jej jak to jest. możesz się oczywiście starać. Wejść w szczegóły... ale to nie zadziała. Ktoś może nawet kiwać ze zrozumieniem głową ale i tak to nic nie da. Dopiero posiadanie dziecka da mu obraz sytuacji. Wyniesie go na inny poziom emocji. Tak samo jest z ustawieniami. Można o tym słuchać. To jest tym łatwiejsze jak się mieszka z osobą, która skończyła szkołę ustawień...ale nie da się tego ogarnąć rozumem dopóki się tego nie doświadczy. Cudowne fantastyczne narzędzie do wejścia we własne wnętrze i zanurkowanie tam... Nie należy się oczywiście łudzić, że dopłyniemy do dnia....ale próba! Próba robi robotę. Czasem po tych ustawieniach pojawia się potrzeba, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości własnej rodzimy, własnego rodu... I tak się to objawiło również u mnie... Dotarło do mnie, że musze odszukać osobę, z przeszłości mojego ojca i zadać jej parę pytań... Szaleństwo kompletne... Pomyślałem sobie, że to coś normalnego i zwykłego... A jedna osoba, z tych warsztatów stwierdziła, że to świadczy o ogromnej odwadze. I nie wiem, czy też tak myślę? Bo niby dlaczego? Doszedłem do wniosku, że to ważne i postaram się dotrzeć do tej osoby, nie zważając na to czy zrobię z siebie kompletnego durnia czy nie... czy potrzeba do tego odwagi? moim zdaniem nie bardzo. Przecież chodzi o coś ważnego. Jakie znaczenie ma co sobie pomyśli o mnie jakaś osiemdziesięciolatka? Najwyżej wyśle mnie do wszystkich diabłów... I tu znowu pojawia się temat jak wiele osób przejmuje się tym co pomyślą sobie inni... Zrobię z siebie idiotę! Zrobię z siebie fajtłąpę... Będę wyglądał idiotycznie w garniturze... Bedę wyglądała grubo i wszyscy będą tak myśleli...naprawdę? Naprawdę wszyscy czekają na to żeby Cię ocenić? A nawet jeżeli....sobie coś pomyślą to co? Co najgorszego się może zdarzyć? Jak ta myśl wpływa na Twoje życie? Ty coś o kimś myślisz (bo nie oszukujmy się, każdy sobie o kimś coś myśli - po to mamy mózgi), to i ktoś myśli o Tobie Każda osoba mijana na ulicy wzbudza w nas choćby przelotną myśl. Pojawia nam się na sekundę chociażby kolor mijanych właśnie włosów... I chcąc nie chcąc ma on takie a nie inne echo w naszych myślach. Wywołuje, może jakieś skojarzenia... i tyle. Czy chcemy żeby nam to spędzało sen z powiek? ... Zajmijmy się czymś ważnym...może tym co myśli o nas nasz partner. Ktoś na kim nam zależy? Kogo kochamy albo kiedyś kochaliśmy? Zapytajmy siebie czy jest z nami szczęśliwy, szczęśliwa? Albo jak minął dzień? Albo czy nalać jej kieliszek wina? Albo jeszcze lepiej! Zapytajmy jej, jego! Dajmy się zauważyć i zauważmy! Podejdźmy, pogłaskajmy... pocałujmy... Spójrzmy w siebie, w nasze emocje? Odszukajmy ten płomyczek? Może się tli...a może pali się fajnym płomieniem. Zawsze warto sprawdzić... Poszukajmy tej uważności w sobie....
Codziennie...Miłego tygodnia!