Czy wszechświat nagradza odwagę?

Jakże, łatwo jest dawać rady.... Jakże łatwo jest krytykować i wydawać opinie... a dlaczego? Bo nikt nam nie siedzi w głowie i nie sprawdza poziomu strachu. A tymczasem tam w środku buzuje...a na ścianach naszego umysłu, lub duszy (jak kto woli) mrugają czerwone światła alarmowe.... A przecież jesteśmy dorośli i wydaje nam się, że mamy już doświadczenie i potrafimy stawić czoła każdej trudności i każdemu niebezpieczeństwu... Nic bardziej mylnego... Widzimy (zgodnie ze prastarym przysłowiem) źdźbło trawy w czyimś oku a nie dostrzegamy belki we własnym. Choćby to (bardzo popularne teraz) przyjmowanie wszystkiego z pokorą albo miłością. To otwarcie na drugiego człowieka i dostrzeganie w nim tylko tego co najlepsze... Patrzenie na druga osobę, ze świadomością, że to nasze lustro...że pokazuje nam to czego mamy za dużo albo za mało. I to nas rozwija... I tak oczywiście jest. Ile jednak potrzeba samozaparcia i (nie bójmy się tego przyznać), żeby to naprawdę zauważyć. Żeby nie dać się ponieść emocjom i zaciągnąć emocjonalny hamulec. Zahamować złość. Wiecie to? Znacie? Kiedy wodospad testosteronu uderza o skały waszej jaźni? I zdajecie sobie sprawę, że skały nie są wykonane z granitu ale z wapienia....a nawet gliny. I naprawdę niewiele potrzeba, żeby je skruszyć. A testosteron jest wtedy jak kwas... szybko się przedziera przez skały....
Jakiś czas temu mieliśmy nieporozumienie... Serio... nieporozumienie, chociaż w momencie jak zaczęło mieć ono miejsce wydawało się kataklizmem.... Coś przeczytałem, coś osobistego na kartce... i zamrugały mi wszystkie alarmy. I poczułem się oszukany... I nieważne, czy to była prawda. Zresztą nawet sobie nie zadałem tego pytania! Oczywiście, że zostałem oszukany! Przecież, skoro ktoś mówi jedno a pisze drugie to jedno musi być nieprawdą! Zgroza! I pierwsza myśl to atak... Zaatakować i zniszczyć! Bo przecież, kocham ta osobę i to jeszcze gorzej! Najgorzej!
Zaczyna się wymiana zdań, podniesiony głos.... oczywiście strona atakowana się broni i błyskawicznie przechodzi do ataku... argumenty bardzo szybko przestają być rzeczowe i racjonalne a zaczyna chodzić tylko o to by dopiec drugiej stronie... pozornie zaczyna się wydawać, że to nieporozumienie....ale przecież nie po to się zaczyna awanturę aby teraz tak po prostu puścić wszystko w niepamięć! Przecież ja mam tu armię! Armaty! Armadę! .... i to ma się skończyć trzaśnięciem drzwiami!!!....I wtedy nagle.... zadaje sobie pytanie....czy musi? Mały czarny diabełek na moim prawym ramieniu szepcze: oczywiście, że musi! Każda awantura się tak kończy! Twoim strzałem! Twoim trzaśnięciem drzwiami! Nie chcesz chyba postąpić wbrew tradycji!?!!?! Nie pamiętasz wszystkich awantur które obserwowałeś w dzieciństwie? Wszystkie się tak kończyły!!!! A ja znowu zadaje sobie pytanie.... Czy tak musi być? W międzyczasie milknie wymiana zdań... Zatrzymuje się i trwa mój wewnętrzny dialog... Czy tak musi być? W sumie juz wiem, albo w każdym razie wierzę, że to tylko nieporozumienie.... Mam się do tego przyznać? Skąd znaleźć odwagę?
Na lewym ramieniu, tym od serca.... pojawia się biała malutka postać. Nie większa niż ten diabełek na prawym.... I mówi: dasz radę.... znajdź tą odwagę i zatrzymaj się! Stoję po kolana w wodzie... Jestem skałą... pokruszoną i przeciekającą. Mój testosteron drąży jak niezmordowana maszyna... Jakże łatwo było by dać mu się skruszyć! Zamienić się za tysiące odłamków i poszybować w każdym kierunku...Stać się lawiną kamieni i piachu siejącą na swojej drodzie tylko zniszczenie i strach... lawiną powodującą potem godziny, dni a może nawet tygodnie nieodzywania... Czyż to nie wspaniałe dysponować taka mocą?
I tak stoję... Przez moja głowę przewalają się terabajty argumentów... setki za i przeciw. Moje przekonania i podświadome nawyki sprzed lat wirują wraz ze świadomością, uważnością i rozwojem, którego doświadczam... To jest ten moment! Moment, który pokaże czy te medytacje, warsztaty, książki i rozmowy nauczyły mnie czegokolwiek... Czy to napradę była nauka czy tylko fasada? Czy naprawdę wyniosłem ze swojego życia i poprzednich związków doświadczenie i czy będę potrafił go użyć? Czy znajdę w sobie odwagę? W końcu pochylam się. Zagarniam garść piachu i formuje cegłę... stawiam na dnie. Koło niej, za chwilę, stawiam drugą... trzecią....dziesiątą. Mozolnie powstaje tama...Wiatr i fale cały czasu uderzają ale jakby słabiej.... Ta pierwsza cegła, powstała w odpowiedzi na pytanie... co spowoduje ta złość.... dokąd to zaprowadzi? Czy warto? Czy ten związek, ta relacja, warte są żeby je sponiewierać awanturą? Czy trzeba powielać schematy z dzieciństwa, z rodu? Czy chcę żeby moje życie wyglądało podobnie?
Nie chcę... Chce czegoś innego...
Fale i wiatr cichną i zaczynamy rozmawiać.... Bez złości, bez nerwów.... Bo chcemy żeby ta złość i nerwy sprzed kilku minut zniknęły... Bo nie chcemy ich w naszej relacji... jesteśmy przecież mądrzy! Umiemy się komunikować i mówimy innym jak to robić....To nie jest łatwe. To jest cholernie trudne ale przecież, jeżeli nie znajdziemy w sobie odwagi i nie spróbujemy to....nic się nie stanie. NIC... a my chcemy żeby tak relacja była dobra. Żeby była ciągle lepsza.... I chcemy, żeby coś, co to spowoduje się zadziało... I nikt tego za nas nie zrobi. Tylko od nas zależy wszystko! Czy damy radę? Czy odnajdziemy w sobie odwagę? Czy będziemy umieli? Czy dojdziemy do wniosku, że warto? Co powie ten mały chłopiec w naszym środku, pamiętający awantury sprzed lat? Popatrzy z pogardą, czy uśmiechnie się i podniesie kciuk do góry? Czy też się do niego uśmiechniemy? I pokiwamy z dumą głową.... I to pytanie, co przewija się, albo powinno przewijac w naszym życiu jak najczęciej...Co powie miłość?
Miłego tygodnia kochani!