Czy przeciwieństwa się przyciągają?

Na pewno nie raz i nie dwa widzieliście sytuację gdy on, lub ona... przewracając oczami mówi: on oczywiście znowu pojechał na te swoje ryby! Co za nuda! Albo mówi: no ona jest oczywiście na pilatesie! Gdyby mogła to by tam mieszkała!  - przewracanie oczami oczywiście jest również. 
Prawda, że to znacie? Prawda, że znacie to lepiej, niż byście chcieli? I te dyskusje o wakacjach... Gdy on chce jechać z plecakiem połazić po dolomitach, a ona chce przez 7 dni leżeć nad basenem na Maderze... I co? I oczywiście jedno z nich idzie na kompromis. I nawet możliwe, że jest to prawdziwy kompromis, nie opłacony, żadnymi ranami. Kompromis wypracowany i sprawiedliwy. Ja daje coś tobie ale w zamian za to Ty dasz coś mi...  I super. Czasami zaś kompromisu nie ma wcale. Każde z nich jedzie oddzielnie na wakacje. On łazi po dolomitach...ona leży nad basenem. Spoko... Dobrze jest czasami za sobą potęsknić, prawda? 
Ale... gdy taka sytuacja trwa nieprzerwanie od lat. I albo idziemy na kompromis i męczymy się nad tym basenem na Maderze, albo żując przekleństwa pod adresem ciężkiego plecaka wspinamy się po dolomitach... I wróćmy zatem do pytania...czy przeciwieństwa naprawdę się przyciągają? Czy wybierając co roku te dolomity inwestujemy w nasz związek czy może wręcz przeciwnie? Czy wybierając dolomity nie tracimy okazji na zbliżenie się do siebie, na które nie ma czasu w codziennej gonitwie? Czy to nie jest tak, że po latach obserwowania jak on znowu jedzie w te pieprzone dolomity... czujemy tylko irytację? Co jest takiego fajnego w tych górach? Czy ja to wiem? No wiem. W tych górach jest jego pasja. On te góry kocha... Tak samo jak ona kocha leżenie nad basenem (chociaż jak myślę, że leżenie nad basenem może być pasją to coś się we mnie burzy:)). Czy w głowach pojawia się pytanie, szczególnie na widok par mijanych w Dolomitach, że fajnie było by to z kimś dzielić? Czy nad basenem na widok całującej się pary nie poczujemy zazdrości? Pewnie i tak i nie. Obie sytuacje możliwe? Może w tych Dolomitach jednym z najfajniejszych aspektów jest ten, że się wraca do ukochanej? Może leżenie nad basenem ma na celu zobaczenie zachwytu w oczach ukochanego na widok cudownej opalenizny? Pewnie możliwe... 
Ale czy nie macie wrażenia, że te najszczęśliwsze pary to te które dzielą pasję? Albo te, które po prostu chcą spędzać ze sobą wakacje nie ważne gdzie? Bo wspólna pasja powoduje ogrom tematów do poruszania... wzajemne zainteresowanie, imperatyw wewnętrzny, kiedy chcemy jej, jemu coś pokazać bo wiemy , że też się zachwyci właśnie tym kawałkiem tej pasji!  Nie wzruszy ramionami na widok zachodu słońca w Dolomitach... Jak myślicie? Jak macie? Tak jak macie jest spoko? 
Miłego dnia:)